środa, 20 lipca 2016

Opowiadanie - Zjawa z misiem cz.1

Witam!
Długo się zastanawiałam czy wrzucić tu moje opowiadania czy nie. Zdecydowałam, że spróbuje. Na pierwszy ogień pójdzie moje pierwsze napisane opowiadanie czyli Zjawa z misiem. :) Pisałam je w gimnazjum może w liceum, nie pamiętam. Ale ten fakt mówi, dlaczego jest takie a nie inne. Po za tym to był mój debiut, więc chyba jak na pierwsze opowiadanie nie jest tak źle. Zresztą oceńcie sami. Będzie wstawione w częściach, następna cześć za kilka dni więc zaglądajcie na bloga. :)

Miłego czytania:)

 
Zjawa z misiem

Te wakacje zaczęły się jak zawsze. Marcin pojechał do babci na wieś. Konkretnie to Marcin miał 15 lat i myślał, że te wakacje będą spokojne. Jednak tylko mu się tak zdawało.
                Gdy przybył na miejsce było już późno. Zjadł kolację i poszedł spać, bo był bardzo zmęczony podróżą. Obudziło go o północy wybijanie godzin starego zegara. Było przeraźliwie ciemno. Już sama ciemność wprawiała w przerażenie. I wtedy, gdy księżyc przebił się prze chmury i promień światła wpadł do pokoju, Marcin zobaczył ją. Była to dziewczynka na oko 6-cio może 7-mio letnia i nie było by w tym nic strasznego gdyby nie fakt, że była ona przeźroczysta. Chłopak przetarł oczy sądząc, że to mu się przyśniło, ale nadal ją widział. Wreszcie pełen mieszanych uczuć, usiadł i przyjrzał się jej uważniej. Miała wielkie i przerażone oczy i dwa warkoczyki sięgające ramion.  Ubrana była w sukienkę w kwiatki tak długą, że ledwie wystawały spod niej czubki czarnych bucików.  Jej twarz wyrażała smutek i przerażenie. Marcin zauważył także, że w lewej ręce trzymała puchatego, białego misia. Nagle jej wargi poruszyły się w niemym krzyku. A potem usłyszał wyraźny szept: Pomóż mi! „On” zabił.
Marcin był śmiertelnie przerażony samym pojawieniem się zjawy, a po tych słowach, nie da się opisać tego, co czuł, ale zwyciężyła w nim wrodzona ciekawość, więc spytał:
  • -        Kogo i kto zabił?
  • -        On zabił mnie.
  • -        Ale jaki on?

Jednak zjawa nie odpowiedziała tylko znikła. Chłopiec zasnął rozmyślając o duchu i o tym, co powiedział.
                Gdy rano obudził przez chwilę myślał, że to, co mu się przytrafiło w nocy to był tylko sen. Ale nie szkodzi się dowiedzieć czegoś o możliwej tożsamości zjawy. A jedyną osobą, której mógł się o to zapytać była babcia. Szybko ubrał się i zszedł na dół na śniadanie, myśląc o tym, żeby zdążyć porozmawiać z babcią, nim ona pójdzie do swoich codziennych zajęć. Na szczęście babcia była jeszcze w kuchni, kiedy on przyszedł. Jadł z wielkim apetytem.
  • -        Widzę, że ci smakuje.
  • -        To bardzo pyszne. Mniam… mniam. Babciu czy ostatnio działo się cos ciekawego?
  • -        Tak całkiem sporo. Chodzi ci o konkretne rzeczy czy mam opowiadać wszystko po kolei?
  • -        Konkretnie czy ktoś zaginął albo został zamordowany?
  • -        Niestety tak. Zaginęła dziewczynka - 7-mio letnia Maja. Była z rodzicami u babci na Boże Narodzenie. Pierwszego dnia po świętach wyszła z domu lepić bałwana i … nikt już więcej jej nie widział. Nie wiadomo, co się stało. Policja uważa, że mogła zostać zamordowana, chociaż ciała nie znaleziono, albo sprzedana do adopcji za granicę.
  • -        A ty babciu jak myślisz, co się z nią stało?
  • -        Nie wiem, to jest bardzo tajemnicza sprawa. Rodzina ma nadzieję, że ją odnajdą żywą. Jednak chcieliby wiedzieć, co naprawdę się stało, nawet gdyby już nie żyła, taka niepewność jest najgorsza.  No dobrze dość gadania. A propos Majki, mógłbyś pójść do jej babci pani Rozalii, pomóc jej zbierać wiśnie? Jej wnuk, kuzyn Majki Hubert, który zawsze jej przy tym pomagał miał wypadek i nie mógł przyjechać. Więc pójdziesz czy nie?
  • -        Z miłą chęcią tam pójdę, tylko jak tam trafić?

Po krótkim wyjaśnieniu, chłopak wyszedł z domu i poszedł według wskazówek babci. Zatrzymał się przy niewielkim, piętrowym domku, który był w kolorze brzoskwiniowym, a dachówki miał brązowe. Cicho westchnął i podszedł do drzwi, z sercem w gardle. Zapukał. Po chwili drzwi otworzyła niewielka i szczupła starsza pani.  Ubrana była w ciemną suknię, a na głowie miała kok z siwych włosów.
-        Kim jesteś i czego chcesz? – zapytała ozięble.
-        Nazywam się Marcin Kwiatkowski i moja babcia Maria przysłała mnie tutaj, żebym pani pomógł zbierać wiśnie.
-        Ach, Marcin. Wejdź proszę. Przepraszam, jeśli byłam trochę niemiła, ale wiesz ostatnio ludzie wciąż czegoś ode mnie chcą.
-        Nic się nie stało proszę pani.
-        Chodźmy na te wiśnie, szkoda czasu.
-        Dobrze.
Wyszli z domu i jeszcze zanim poszli do sadu, Marcin wstąpił do szopy po drabinę. Zbierali wiśnie do południa, a potem zrobili odpoczynek i poszli do domu na herbatę. Gdy weszli do domu starsza pani zapytała:
  • -        Pewnie ciekawi cię Marcinie, po co mi tyle wiśni?
  • -        Tak, pani Rozalio.
  • -        Ponieważ robię z nich sok, taka rodzinna tradycja. Moja wnuczka Maja bardzo go lubi. Może też byś chciał spróbować?
  • -        Z wielką chęcią.

Kiedy pani Rozalia udała się do kuchni, Marcin został w pokoju gościnnym albo jadalnym, nie wiedział. Jego uwagę zwróciły liczne zdjęcia wiszące w ramkach na ścianie. Podszedł i zaczął je oglądać. I nagle stanął jak wryty. Bo na jednej fotografii była jego zjawa. Wyglądała tak samo. Ta sama fryzura, sukienka, buciki a nawet miś. Tylko ta na fotografii była kolorowa, miała rude włosy, a sukienka była biała w różowe kwiatki. Jeszcze jednym się różniła, a mianowicie oczy. Dziewczynka na zdjęciu miała pełne życia i radości oczy, a duch smutne i przerażone. Gdy tak stał wpatrzony w tą fotografię, do pokoju weszła pani Rozalia. Trzymała w rękach tacę z filiżankami, dzbankiem herbaty i butelką soku.
  • -        Ta dziewczynka, której zdjęcie teraz oglądasz to Maja, moja wnuczka, która pół roku temu zaginęła – zagadnęła go stawiając tacę na stole.
  • -        Jak pani myśli, co się z nią stało? – spytał odwracając się w stronę staruszki.
  • -        Myślę, że jeszcze żyje, a po za tym nie wiem.

Marcin chciał jej powiedzieć o duchu, ale po tych słowach nie chciał odbierać jej nadziei. Przecież pani Rozalia ostatnio miała same zmartwienia: najpierw Maja, a potem jej wnuk Hubert, który miał wypadek na rowerze. Chociaż cześć jego duszy buntowała się i chciała, aby powiedział jej prawdę, jednak nie zdobył się na to. W milczeniu wypił sok, herbatę i zjadł ciasteczka.
  • -        Muszę już iść, bo babcia będzie się niepokoić.
  • -        Dobrze, a jutro przyjdziesz?
  • -        Tak, do widzenia.
  • -        Do jutra Marcinie.

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz